Misterium Męki Pańskiej jest widowiskiem. Od średniowiecza takie widowiska przyciągały tłumy i bywały inscenizowane z rozmachem, ale i bez zapominania o tym, że są to jednak widowiska specyficzne. I nie wystarczy powiedzieć, że nabożne. Bo uczestnicy ich identyfikują się z czasami
i miejscem, które mają przedstawiać, zasugerować, uzmysłowić — po to, aby naprawdę powtórnie przeżyć wydarzenia Wielkiego Tygodnia. Czyli być Tam, z Jezusem.
Choć często niezwykle rozbudowane — nie są te misteria przedsięwzięciami ściśle profesjonalnymi. A jednak są profesjonalne, bo ich profesjonalizm zakłada właśnie uczestnictwo zwykłych ludzi, którzy aktorami stają się tylko na misteryjny użytek. Misterium, odegrane siłami aktorów teatralnych, przestałoby być „prawdziwe”… zaczęłoby „trącić” teatrem, a to już nie to samo. Więc profesjonalne misterium wręcz powinno powstawać przy pomocy nieprofesjonalistów. Bo też i o to tu idzie, aby zaangażować ludzi — wiernych. Potrzeba wszakże i sił profesjonalnych, które zapewniają część elementów przedstawienia. Tak, dla misteriów charakterystyczne jest współdziałanie różnych profesji, złączonych nie faktem przynależenia do jakiejś grupy zawodowej, ale samą chęcią udziału.
O ile Misterium Męki Pańskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej wydaje się odwieczne i nieśmiertelne, o tyle wiele innych polskich misteriów i Kalwarii zanikło — zwłaszcza za czasów Komuny (aczkolwiek nie tylko wtedy i nie tylko śmiercią naturalną, także wymuszoną) — a teraz, mimo walącego ku nam prądu zeświecczenia, od dłuższego czasu odradzają się stare i powstają nowe. Misterium w Górze Kalwarii należy do tych odrodzonych. Stare w nim jest miejsce, tradycyjny zwyczaj, stare są elementy tekstów, które w edycji z roku 2010 pochodziły z przedwojennego jeszcze scenariusza. Nowy jest pomysł reżyserski, nowy układ i wybór dialogów, nowe są też pieśni. Od 2011 roku nowy też jest cały rymowany tekst. Ale i tekst Misterium, i pieśni są też w pewnym sensie „stare”. Ponieważ zaś jestem ich autorem, mogę mówić za siebie: oparłem się na tradycyjnych, polskich motywach muzycznych, a teksty napisałem wprawdzie samodzielnie, ale mając w pamięci te, które śpiewamy na Gorzkich Żalach i podczas całego Wielkiego Postu, i które znamy z biblijnych przekładów księdza Jakuba Wujka. Nie są ich kalką, kopią — starają się tylko zachować pewną rządzącą nimi zasadę.
Czy udało mi się — nie wiem. Ale wiem, że samo Misterium musi się udać. Bo to nie jest przedstawienie, które może mieć klapę. Misterium to nie teatr. Ono zasadza się na udziale w pewnej intencji. Toteż niezależnie od tego, jak ocenimy jego organizację — będzie sukcesem, jeśli wszyscy potraktujemy je jako uobecnienie Tamtego Czasu — Narodzin Kościoła.
Zaproszenie do współtworzenia Misterium było dla mnie zaszczytem — i zarazem pewną łaską. Zaproszony zostałem trzy lata temu, przez mojego przyjaciela, Macieja Świrskiego (wicesuperiora Bractwa); wówczas dane mi było napisać pieśni. Rok później zaproszenie objęło także napisanie nowego tekstu mową wiązaną, czyli tekstu rymowanego.
Pieśni konsultowałem z Anitą Bittner, która następnie tworzyła opracowania muzyczne na chór i zespół instrumentalny Monogramista JK. Liczbę pieśni ustaliliśmy z Bractwem od razu; wiązały się z konkretnymi scenami, z osobami, które miały ze sobą rozprawiać i z Nauką, która z Misterium miała promieniować.
Scenariusz z lat międzywojennych, przyjęty jako punkt wyjścia przy pierwszej edycji Misterium w roku 2010, podyktował podział na sceny — także w tekście pisanym przeze mnie na nowo. Dlatego Sąd Piłata trwa tu najdłużej i jest też najbardziej „teatralny”. Nadto pewne rozwiązania narzuciła sama topografia Góry Kalwarii i ewoluujące z roku na rok dekoracje, wykonywane przez pana Stanisława Kochańskiego. Nowym pomysłem była owa gigantyczna Chusta Weroniki — czyli Oblicze Pana, które podczas Misterium nagle ukazuje się nad miastem, na tle ratusza. Dla zaakcentowania wagi tej sceny ułożona została pieśń Weroniki. Postanowiłem też wykorzystać dwie pieśni, ułożone przeze mnie wcześniej na prośbę o. Jana Góry dla ośrodków dominikańskich na Jamnej i Lednicy (Hymn o Krzyżu — „Drzewo Krzyża surowe…”; Hymn do Mądrości — „Przedwieczna Mądrości…”).
Jak widać — tradycja i innowacja sprawowały pospólną pieczę nad powstawaniem Misterium. Dalej, jedną z najważniejszych była troska o autentyczność widowiska. Jak to wyglądało? Na przykład: zarówno Anita, jak i ja byliśmy zdania, że muzyka towarzysząca Misterium powinna być wykonywana na żywo, podobnie jak na żywo grają aktorzy. Nie do pomyślenia było dla nas, żeby wszystko nagrać i potem odtworzyć. Jest to wprawdzie praktyka jak najbardziej zrozumiała i stosowana w różnych teatralnych realizacjach — sami tak już czyniliśmy — ale w tym przypadku miało być inaczej.
Tekst napisałem posługując się przeważnie tradycyjnym trzynastozgłoskowcem, który przechodzi jednak często w wiersz wolny, gwoli większej swobody, jaką taka forma daje aktorom.
A teraz dwa słowa o wykonaniu — i o tej publikacji. Podczas prób dochodziło do rozmaitych zmian. Tekst nie przestał być własnością autora — ale też… nie był już jego wyłączną własnością, bo zaczął należeć również do Bractwa, do każdego z aktorów, jakby: do samego siebie. Różne nowe słowa i zdania szeptane, wykrzykiwane — rodziły się czasem zupełnie spontanicznie. Pojawiały się też — postulowane przez Łukasza Głodka (reżysera), x. Wojciecha Skórę MIC (moderatora Bractwa) i Macieja Marchewicza (superiora Bractwa) — nowe postaci, sceny i monologi, które autor na życzenie dopisywał, potem niekiedy przerabiał, skracał, usuwał. Na przykład — monologi Józefa z Arymatei, św. Jana, Matki Boskiej i Nikodema, nawiązujące do proroctw Starego Testamentu. Dużych zmian było niewiele, znacznie więcej drobnych. A przecież i tak ostateczne wykonanie musiało być spontaniczne, odmienne od niektórych szczegółów scenariusza.
Tak więc tekst Misterium, który znajdziecie Państwo w tym albumie, jest autorski, ale w tym jedynie znaczeniu, że autor postanowił, iż po raz wtóry on to właśnie — za zgodą moderatora Bractwa — zadecyduje arbitralnie o tym, co ze spontanicznych dodatków i cięć zachować, co zaś odrzucić.
Jacek Kowalski